Fragment książki Joyce Rupp - "Modlitwa osobista" - wydanej przez Wydawnictwo WAM - 2009 :
PRZYPŁYWY I ODPŁYWY W MODLITWIE
Dudniący szum
nieskończonego morza
przetacza się
nad małymi, szarymi kamykami
rzuconymi na piaszczystą plażę.
Fala za falą przyciąga
uległe kamyki tam i z powrotem,
tam i z powrotem,
aż zaczynają wznosić głosy
w kamykowej harmoni.
Nagle kamienna muzyka
milknie w chwilowej ciszy,
odpoczywa
w kolebce taktu morza
- pochwycona w przerwie,
nim odwróci się wielka woda,
zabierze je stamtąd,
porwie z przytulnej plaży
ku mglistej ciemności,
głębiom tajemnicy morza.
Tak samo Ukochany zbiera
szare kamyki mojej modlitwy,
porusza stały rytm łaski,
aż moje serce krąży
i toczy się w rytmie miłości.
Jak szare kamienie na plaży
ma dusza tańczy w ruchu,
spoczywając w ciszy,
by podjąć znów
oczyszczającą podróż
w ciemności,
i tam pozostać z ufnością,
czekając na pociągnięcie
ku pocieszenia
gościnnym brzegom.
Joyce Rupp
Wiersz ten będzie zaczynał kolejne fragmenty tej części książki, mimo iż rozważanie za każdym razem bedzie inne.
Poddawanie się Wielkiej Tajemnicy
Cały duchowy rozwój jest spowity tajemnicą. Bez względu na to, jak bardzo się staramy, nie potrafimy wymusić jedności ze Świętym. Możemy jedynie się oddać w pełni kochającemu Bogu. Kobieta, która napisała do mnie o swojej frustracji z powodu braku dobrych uczuć podczas modlitwy, po tygodniach przysłała kolejny list. Jej przeżycia ukazują, co może nastąpić, kiedy pozwolimy, by Boża łaska zwyciężyła w nas. Napisała po powrocie z czterodniowych rekolekcji ciszy, kiedy słuchała Bożych pragnień wobec niej, a nie żądała, by jej pragnienia zostały spełnione:
Miałam tam dość oczyszczające przeżycie. Pani przemyślenia należały do kilku odkrytych przeze mnie, ponieważ wykorzystałam możliwość przebywania naprawdę sam na sam z Bogiem i słuchania. Właściwie znalazłam dokładnie to, czego pragnęłam, w bardzo nieoczekiwany, lecz prawdziwy sposób - tak realny, jakbym dostała cios między oczy.
Stajemy wobec ogromnego wyzwania, gdyż nie jesteśmy w stanie wymusić na Bogu konkretnej drogi w naszym duchowym rozwoju. Jezus poruszał tę kwestię, gdy mówił o królestwie Bożym, które jest jak ziarno czekające na swoje narodziny do nowego życia: Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarnko w kłosie (Mk 4,26-28).
Nie możemy sprawić, by miłość wykiełkowała i dojrzała, tak samo jak rolnik nie potrafi zmusić nasion, by zazieleniły się i urosły. Ziarno ma swój własny czas. Po posianiu go w ziemię rolnik ufa, że leżące w ciemności ziarno w końcu zakiełkuje. Jakże prawdziwe jest to w odniesieniu do modlitwy, kiedy siejemy ziarno miłości i mamy nadzieję na jego wzrost. W ciemnej glebie ziarno wygląda dzień po dniu tak samo, aż do chwili, gdy łupinka pęka i zaczyna się pokazywać maleńka, zielona roślinka. Gdyby patrzeć na nasionko w rzekomo puste dni, zanim się otworzy, można by pomyśleć, że absolutnie nic się nie dzieje. Kiedy otwieramy swoje serce w miłości do Boga, przypominamy to ziarno czekające na swoje duchowe kiełkowanie.
Ku większej ufnośći wobec Boga pobudzają mnie pamiętniki Etty Hillesum, młodej Żydówki, która zmarła w obozie w Oświęcimiu w listopadzie 1943 roku, w wieku dwudziestu dziewięciu lat. Książka "Przerwane życie: pamietnik 1941-43" szczerze ukazuje rozwijającą się więź Etty z Bogiem. Doświadczając tragedii holocaustu, Etty krok po kroku, centymetr po centymetrze zbliża się do Tego, którego poszukiwała i pragnęła poznać we wcześniejszych, niespokojnych latach rozwoju osobistego. Stopniowo poddaje swoje serce Bogu, nabierając coraz większej pewności, że cokolwiek się stanie, Bóg będzie z nią. Ma wiarę, że gdzieś wewnątrz niej jest ktoś, kto już nigdy jej nie opuści. Punkt zwrotny następuje, gdy Etty pada na kolana, żeby się modlić:
W moim całym ciele pulsuje czasem pragnienie, by uklęknąć, jakby to ciało było stworzone i przeznaczone do aktu klęczenia. Niekiedy, w chwilach głębokiej wdzięczności uklęknięcie staje się przemożnym impulsem - z głową nisko pochyloną, twarzą ukrytą w dłoniach.
To, czy fizycznie klęczymy, nie jest tak ważne, jak klęczenie wewnętrzne. Liczy się to, czy w naszym rozwoju i przemianie wewnętrznej uznajemy swoją zależnośc od Boga, polegamy na Nim, by poprowadził nas do bezwarunkowej miłości. Jezus także uznał tę zależność, przechodząc własny proces poddawania się Ojcu. W Ogrodzie Oliwnym zdał się całkowicie na wolę swego Abby. Gdy wisiał na krzyżu, po pierwszym pytaniu, czy został opuszczony w tej godzinie śmierci, Jezus ponownie poddaje cała swoją Istotę Ojcu, wyznając: w Twoje ręce powierzam ducha mojego (Łk 25,46).
Jame Finley, dawny uczeń Thomasa Mertona, pamięta jedną z nauk sławnego zakonnika dotyczącą poddania się Bogu w modlitwie. W książce "Merton's Palace of Nowhere" Finley wspomina, jak Merton porównał wyzbywanie się swego ego do sytuacji zielonego jabłka na drzewie. Jabłko nie staje się czerwone, dojrzałe i soczyste przez wicie się, przepychanie i martwienie, ani przez wymuszanie, by słońce na nie świeciło. Nie, jabłko czeka uważnie, pozostając otwartym na przyjęcie soku z korzeni wysyłających odżywcze składniki w górę drzewa, czeka, podczas gdy promienie słoneczne przemieniają je. W końcu zielone jabłko staje się przepysznym owocem, gotowym do zerwania.
Gdyby patrzeć na nasionko w rzekomo puste dni, zanim się otworzy, można by pomyśleć, że absolutnie nic się nie dzieje. Kiedy otwieramy swoje serce w miłości do Boga, przypominamy to ziarno czekające na swoje duchowe kiełkowanie.